IX Krakowska Konferencja Metodologiczna: Struktura i emergencja


Elżbieta Kałuszyńska
Instytut Filozofii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Olsztyn

Model świadomości

STRESZCZENIE

1. Pojęcie emergencji, zwłaszcza w sensie ontologicznym, nie odznacza się szczególną precyzją. Wystarczą jednak potoczne intuicje wiązane z tym pojęciem, aby zauważyć, że używa się go do opisania przynajmniej dwóch różnych sytuacji. Z pierwszą mamy do czynienia, gdy stwierdzamy, że pewna całość, pewien funkcjonalny układ złożony posiada własności (zdolności) nieprzysługujące żadnej z jego części. Wyrażamy to metaforycznie mówiąc, że całość to więcej niż suma jej części. Każde urządzenie produkowane przez człowieka jest tego rodzaju całością i ta konstatacja trywializuje problem emergencji. Próbuje się więc ograniczyć tę kwalifikację do takich tylko własności czy zdolności złożonej całości, które są "nowe" w tym sensie, że nie są redukowalne do własności części składowych. Własności zbudowanych z atomów węgla diamentu, grafitu, fulerenu i węgla kamiennego są tak odmienne, że trudno przyjąć, aby były one całkowicie zdeterminowane przez własności atomów węgla, aby pierwsze były koniecznym skutkiem drugich. Nie sposób rozwijać tu szerzej tych skomplikowanych zagadnień; musimy więc pozostać przy tych wyjaśnieniach.

Z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy mówimy o zjawisku emergencji na przykład w kontekście ewolucji biologicznej. Zarówno samo życie, jak i psychikę czy świadomość postrzega się jako zjawiska emergentne. Także inne zdolności przystosowawcze organizmów. Jednak jest to jak gdyby inny rodzaj emergencji. Gdy tam właściwości emergentne pojawiały się z chwilą powstania gotowej struktury - związku chemicznego, nadajnika radiowego - tu odpowiednie właściwości wyłaniają się stopniowo, mają gradualistyczny charakter, tak że nieraz ich moment pojawienia się wyznaczyć musi arbitralna decyzja. Wykształcenie zdolności widzenia - takiej, na przykład, jaka jest naszym udziałem - trwało miliardy lat i ma gdzieś swój prapoczątek w pojawieniu się plamki światłoczułej na ciele jakiegoś organizmu. Nie ma obiektywnej ostrej granicy między "wrażliwością na światło" a "widzeniem". Podobnie jest ze zjawiskami psychicznymi.

2. "Zjawiska psychiczne" to pojemna kategoria, w której - nie siląc się na wyczerpującą klasyfikację - wyróżnić chcę cztery grupy "zdolności". Na pierwszą składają się zdolności do całościowego, zbiorczeego odczuwania stanu organizmu jako całości bądź jakiejś jego części. Mieszczą się tu doznania takie, jak: głód, sytość, ból, smutek, radość, pragnienie itp. Drugą grupę wyznacza zdolność do podejmowania określonych działań czy - szerzej - zachowań, przy czym nie chodzi o możliwość fizyczną, a o inicjowanie tych działań, dokonywanie wyborów, podejmowanie "decyzji". Trzecią grupę stanowią fenomeny pamięci: pamiętanie, przypominanie, wspominanie. Wreszcie czwartą - zdolność organizmów do pozyskiwania oraz przetwarzania informacji, która dociera z ich otoczenia, a także tej, która pochodzi z rozpoznawania własnych stanów wewnętrznych (doznania zaliczone do pierwszej grupy). Tego typu "doznania" i "zdolności" powszechne są w całym świecie zwierzęcym, choć oczywiście poszczególne gatunki różnią się między sobą, gdy idzie o rodzaj, ilość oraz stopień posiadanych zdolności. Znaleźć je można jednak już u najprostszych organizmów. Okoliczność ta sprawia, że doznań czy zdolności psychicznej nie wiążę z funkcjonowaniem centralnego układu nerwowego, z mózgiem. To nie mózg postrzega, cieszy się, rozwiązuje problemy. To człowiek albo zwierzę postrzega, cieszy się i rozwiązuje problemy, podobnie jak człowiek lub zwierze pobiera tlen z atmosfery, przyswaja pokarmy, wydala, rozmnaża się itp. Ewolucja znalazła wiele dróg realizacji tych zdolności (czy funkcji). U zwierząt wyżej zorganizowanych podstawowym organem w aktualizacji doznań psychicznych odgrywa mózg, tak jak przewód pokarmowy w przyswajaniu pokarmów. Mylące jest jednak, moim zdaniem, stwierdzenie Searle'a, iż to "układ nerwowy [...] wytworzył coś, co nazywamy `umysłem' [1]". Takie ujmowanie sprawy każe traktować cały organizm jako swoiste opakowanie dla mózgu i problem psychofizyczny sprowadza do relacji mózg-umysł, przyznając często, tak jak to robi Searle, że "[p]ojęcie umysłu jest raczej żałośnie mętne [2].

Nawet najprostszy, pozbawiony jakiegokolwiek układu nerwowego jednokomórkowiec odżywiający się planktonem i poruszający się dzięki wici, której prędkość może regulować, rozróżnia dwa stany: "obfitość pokarmu" (sytość), "brak pokarmu" (głód) i w odpowiednio spowalnia lub przyśpiesza swój ruch. Zwróćmy uwagę na ścisłą korelację między obiektywnym stanem rzeczy ("brak pokarmu") a stanem wewnętrznym ("głód") oraz zachowaniem (przyspieszenie ruchu). Wraz ze wzrostem złożoności organizmów rośnie liczba i różnorodność relacji z otoczeniem, wzrasta również repertuar ich stanów wewnętrznych. Pojawia się konieczność odróżniania rzeczy jadalnych od niejadalnych, miejsc bardziej i mniej bezpiecznych, trzeba rozpoznać wroga, partnera seksualnego czy rywala. Pojawiają się strach i agresja, pożądanie, smutek, apatia i euforia. Zwierzęta pamiętają, potrafią przewidywać, planować, troskliwie dbać o potomstwo. Zadziwiają nas i bogactwem przeżyć psychicznych, i zaradnością, pomysłowością, skutecznością w rozwiązywania praktycznych problemów, których nie szczędzi im ich otoczenie. Jednak jak daleko nie posunęlibyśmy się w political correction wychwalając zdolności naszych genetycznych braci, różnic między nimi a nami nie da się ukryć.

3. Zdumiewająca informacja, iż różnica genetyczna między człowiekiem a szympansem wynosi około 1%, zmusza do uznania, że pod tym względem jest szympansowi nieporównanie bliżej do człowieka niż na przykład do gadów czy ptaków, choć taksonomia umieszcza go w królestwie zwierząt. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę dokonania tego gatunku, to ze swymi "narzędziami" w postaci ogołoconych z liści gałązek sytuuje się blisko swych zwierzęcych braci, a od człowieka oddziela go przepaść. Równie zdumiewającym faktem jest to, że zdecydowane przyspieszenie rozwoju gatunku ludzkiego, gdy w grę wchodzą możliwości przystosowawcze, miało miejsce około 50 tys. lat temu, a więc bardzo niedawno, oczywiście, jak na tempo zmian ewolucyjnych. Dokonało się też nagle - znowu mierząc w czasie ewolucji. Musiała więc nastąpić jakaś korzystna zmiana jakościowa sprzyjająca temu rozwojowi. Tą zmianą jest, moim zdaniem, zyskanie przez człowieka świadomości.

Świadomość rozumiem - trochę zdroworozsądkowo i staroświecko - jako samoświadomość, poczucie własnej tożsamości w strumieniu doznań i zdarzeń, traktowanie siebie jako posiadającą wolną wolę osobę, jako jedność psychofizyczną. Zwierzę pozbawione świadomości może być podmiotem wielu zjawisk psychicznych: doznaje rozmaitych emocji, rozpoznaje otoczenie, pamięta, może nawet przewidywać pewne zdarzenia; nie wie jednak, że są to jego doznania, że to właśnie ono jest uczestnikiem aktualnych czy przeszłych zdarzeń. Świadomość nie jest więc tutaj traktowana tak jak u Searle'a, jako "ten stan odczuwania i przytomności, który zaczyna się zwykle, gdy budzimy się rano ze snu, i trwa tak długo, aż znowu zaśniemy wieczorem" [3], to bowiem nie odróżniałoby nas od nieświadomych zwierząt.

Przewaga ewolucyjna, którą gatunek ludzki uzyskał dzięki posiadaniu świadomości, polegała na możliwości zdobywania doświadczenia, z którego można było korzystać w działaniu, i - co więcej - przekazywać je innym. To oczywiste, że życiorys może mieć tylko istota świadoma, rozpoznająca siebie przynajmniej jako istniejącą wcześniej, która uczestniczyła we wczorajszych i wcześniejszych zdarzeniach, świadoma tego, że dokonywane wtedy wybory - uciec, podjąć walkę, wybrać tę, a nie inną drogę - były JEJ decyzjami. Pozwala to w danej sytuacji przywołać sytuacje podobne i związane z nimi wybory, pozwala porównać skutki przeszłych decyzji i wybrać korzystniejsze rozwiązanie.

Nawet jednak gdy uznamy, że korzyści z posiadania świadomości są bezsporne, to w mocy pozostaje i czeka na odpowiedź pytanie o pochodzenie świadomości, domaga się wyjaśnienia sposób, w jaki człowiek stał się świadomy.

4. Przypuszczam, że istotne znaczenie dla pojawienia się fenomenu świadomości miał fakt grupowego życia "praludzi". W grupie, inaczej niż w stadzie, istnieje już pewna struktura społeczna. Trafne rozpoznawanie stanów emocjonalnych czy zamiarów członków grupy jest tu tak samo ważne, jak rozpoznawanie zagrożeń czy "bonusów" w otoczeniu. Znaczącym jest, że i dzisiaj bezbłędnie rozpoznajemy na twarzach ludzi różnych ras i kultur silne emocje - strach, gniew, radość, rozpacz. Jest to prastara i głęboko zakorzeniona zdolność. Newsweek opisuje przypadek pacjenta, który, po dwóch udarach, "przestał widzieć [...] nie rozpoznawał prostych rysunków, nie wiedział, czy zdjęcie przedstawia kobietę, czy mężczyznę. Wyjątek stanowiły sytuacje, gdy twarz na fotografii wyrażała silne emocje: gniew, radość czy strach. Jak się okazało [...] [a]ktywne stawało się jądro migdałowate reagujące na podprogowe oznaki emocji" [4]. Wiemy z autopsji, że emocje potrafimy nawet odczytać z "twarzy" zwierząt, z którymi bliżej obcujemy.

Rozpoznawanie stanów psychicznych innych członków grupy na podstawie ich mimiki i zachowania, a więc dostrzeganie, że jakiś członek stada "jest zły", "jest głodny", "boi się", ma obiektywny, trzecioosbowy charakter, tak jak w przypadku postrzegania nieożywionych elementów otoczenia. Sądzę, że przeniesienie tego rozpoznania na siebie - dzięki spostrzeżeniu podobieństwa odpowiednich sytuacji i zachowań - stanowić mogło prapoczątki samoświadomości. Rozpoznanie siebie jako bojącego się pozwoliło najpierw odnieść do siebie trzecioosobowe spostrzerzenie, a więc uzyskać dystans będący niezbędnym warunkiem podmiotowości, ale zarazem pozwoliło połączyć "obiektywny", behawioralny wyraz tej emocji z subiektywnym jej doznawaniem, a więc przejść od rozpoznania trzecioosobowego do pierwszoosobowego, do rozpoznania, że to JA się boję. Naturalnym wydaje się teraz zwrotne rzutowanie własnych subiektywnych doznań na innego osobnika, prowadzące do pojawienia się kategorii ON - inny, ale pod pewnym względem taki sam; ON też ma subiektywne doznania.

Opisany wyżej proces - jeśli faktycznie miał miejsce - mógł być co najwyżej szansą na wykształcenie się świadomości, jej zapowiedzią, tak jak plamka światłoczuła jest zapowiedzią oka. Świadomość rodzi się, moim zdaniem, w relacji JA i TY; nie wystarczy tu relacja ON i JA. Trudno powiedzieć, w jaki sposób osoba "protoświadoma" może stać się katalizatorem podobnej przemiany u współplemieńców. Można poszukiwać analogii w rozwoju dzieci, których JA też budzi się dopiero około trzeciego roku życia, i to właśnie przy pomocy dorosłych. W każdym razie, dopiero w relacji JA i TY realizuje się ten rodzaj współdziałania, który rodzi silną potrzebę komunikowania się, i tym samym wywiera równie silną presję na rozwijanie języka. Umożliwia przekazywanie doświadczeń, co daje korzyści, które - znowu przez analogię - można porównać z włączeniem równoległego przetwarzania informacji, co wyjaśnia gwałtowne przyspieszenie możliwości adaptacyjnych gatunku ludzkiego, dzięki przekazywaniu, wymianie doświadczeń.

Zaprezentowany model pozwala ujmować pojawienie się świadomości jako proces poznawczy. Pozbawia więc świadomość aury tajemniczości wynikającej z faktu, że w prezentacji wielu filozofów umysłu świadomość wydaje się być jedynie epifenomenem pracy mózgu, a zarazem w niepojęty sposób - jako siedlisko wolnej woli, której mózgowi przypisać niepodobna - oddziałuje sprawczo na zachowanie człowieka. Tego zaś, że procesy poznawcze mają decydujący wpływ na zachowanie organizmów żywych, nie sposób kwestionować. Nie znaczy to, że problem świadomości zostaje w ten sposób rozwiązany - nasza wiedza o zjawiskach psychicznych, w szczególności o procesach poznawczych, daleka jest od kompletności.

5. Nie sposób określić, ile czasu wymagało przejście od "protoświadomości" do współdziałania i komunikowania się - warunkującego narodziny świadomości - oraz rozprzestrzenienie się tego zjawiska. Budzenie się świadomości jest stopniowym, ciągłym procesem; nie ma nic wspólnego ze zjawiskiem switchu, z nagłym olśnieniem. Wolno przypuszczać, że również wysoko rozwinięte zwierzęta mogą doświadczać "protoświadomości", mieć jakieś zalążkowe poczucie własnego JA - zdają się na to wskazywać doświadczenia w kontaktach z naczelnymi w warunkach laboratoryjnych. Jednak rozwój świadomości - w tej formie jaka jest naszym udziałem - jest warunkowany jednoczesnym rozwojem języka. I jest tu silne warunkowanie zwrotne - rozwój języka jest stymulowany potrzebą komunikacji, jaką rodzi wzrastająca świadomość członków grupy. Tak rodzi się kultura - naturalne środowisko człowieka. Rozwój świadomości, języka i kultury to równoległe warunkujące się wzajemnie procesy. I nie jest to "odkrywaniem" prawdziwej natury człowieka, właściwego znaczenia słów. Nic tu nie jest dane, wszystko jest tworzone. Historia ludzkości to obraz metody prób i błędów tej specyficznie ludzkiej ewolucji kulturowej, pasmo sukcesów i porażek w żmudnym procesie tworzenia sensów i wartości, "lepieniu" człowieczeństwa.

To wszystko nie zdarzyło się "kiedyś", to trwa i dzisiaj. Jesteśmy aktorami w tym spektaklu. Opisując sytuację po II wojnie światowej, gdzie mają miejsce wielkie procesy migracyjne, Ryszard Kapuściński [5] pisze:

"są to jednocześnie w wielu społecznościach lata zbiorowego przebudzenia, a często wręcz narodzin świadomości narodowej i kulturowej, jej formowania się i dojrzewania, poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy i do kogo należymy, a także kim są ci drudzy, inni, oni". Z kolei "rewolucja komunikacyjna", która "ucodziennia kontakt międzyludzki na skalę nieznaną w dziejach [...] stawia [...] pytanie, kim jestem i kim jest on, jak możemy się określić, z kim i z czym utożsamiać. [...]

Ustalenie w takiej sytuacji swojej tożsamości jest ważne, gdyż człowiek wrzucony w wielokulturowe morze ludzkie nie chce w nim utonąć, `rozpuścić się' i zniknąć, ale przeciwnie - pragnie zachować swoje imię, swoje znaki rozpoznawcze, swoją osobowość.

To dążenie do określenia własnej tożsamości pomaga mu ustanowić ład w sobie samym i ze sobą samym, we własnej osobowości, która wzmocniona w ten sposób może lepiej, pewniej i skuteczniej szukać ładu i sensu w otaczającym nas chaotycznym i trudno rozpoznawalnym świecie

Te pytania stoją przed nami, ale każdy czas ma swoje pytania i każde pokolenie musi podjąć trud odpowiedzi na nie. Tak kształtuje się człowiek.

Powałczyn, kwiecień 2005


[1] John R. Searle, Umysł język społeczeństwo, Wyd. CiS, W.A.B., Warszawa 1999, s.71.

[2] Jak wyżej.

[3] Jak wyżej. Konsekwencja nie jest mocną stroną Searle'a. Już na następnej stronie (72) znajdujemy: "także wtedy, gdy śnimy, jesteśmy w jednym ze stanów świadomości".

[4] Bożena Kastory, Zmysłowe bramy umysłu, Newsweek, 6.03.2005, s. 49.

[5] Tożsamość - wielki temat, Gazeta Wyborcza, 2-3 kwietnia 2005, s. 20.